Tramper z Przygodą na bezdrożach
Festiwal Podróżniczy „Na Rozdrożach” to impreza odbywająca się w Kielcach, cyklicznie od kwietnia 2005 roku, jeszcze przed właściwym sezonem turystycznym. Obecnie Festiwal jest organizowany w partnerstwie pomiędzy Studenckim Kołem Naukowym Turystyki "Bez Nazwy", Klubem Globtroterów "Tramper", Fundacją "Regionalis" i Agencją Reklamową "Mediateka". W tym roku w festiwal włączyła się też nasza "Przygoda".
Celem Festiwalu jest zgromadzenie osób ciekawych świata, które z zainteresowaniem oglądają prezentacje różnorodnych wypraw przygotowane przez zaproszonych prelegentów i zdobywają wiedzę na temat miejsc, które podróżnicy odwiedzili.
Tegoroczna edycja festiwalu odbyła się w dniach 24-28 kwietnia 2012r. w Instytucie Geografii UJK, Restauracji Plejada, Klubie POODER i Pałacyku Zielińskich, w Kielcach, a 29 kwietnia uczestnicy festiwalu wyszli w plener. Zaproponowaliśmy wycieczkę: "Śladami Marii Curie Skłodowskiej w okolicach Kielc" na trasie: Podzamcze Piekoszowskie – Piekoszów – Jaworznia – Kielce (Białogon). Wędrowaliśmy pod opieką naszego kolegi, przewodnika świętokrzyskiego Jacka Skrzypczaka - współautora książki: "Maria Skłodowska - Curie i jej rodzina w Świętokrzyskim".
W niedzielny poranek 29 kwietnia, bardzo ciepły jak na tę porę roku, pełny autobus uczestników wycieczki wyruszył w stronę Piekoszowa. Po oficjalnym przywitaniu bardzo licznej grupy wędrowców wyruszyliśmy na trasę naszej wycieczki.
Zwiedzanie zaczęliśmy od Podzamcza Piekoszowskiego, do którego trzeba było dojść od przystanku asfaltową drogą.
Tak licznej grupy wędrowców mieszkańcy Podzamcza pewnie dawno nie widzieli; przyglądali nam się z zainteresowaniem, dyskretnie zza firanek. Po dotarciu na miejsce nasz przewodnik zaczął opowieść o dziejach pałacu i okolicznych terenów.
Na początku XVII wieku posiadłości w okolicach Piekoszowa stały się własnością Tarłów herbu Topór, jednego z najbogatszych w Polsce rodów magnackich. Ponoć wojewoda lubelski, Jan Aleksander Tarło postanowił wybudować pałac godny jego drugiej żony, księżniczki Anny Czartoryskiej.
Jest też znana anegdota podająca nieco inną przyczynę jego budowy. Na uczcie urządzonej przez biskupa krakowskiego Jakuba Zadzika w jego kieleckiej rezydencji, dumny ze swej siedziby gospodarz pogardliwie odmówił przyjęcia zaproszenia wojewody, dodając: Po chałupach nie jeżdżę. Urażony Tarło odpowiedział mniej więcej w tym stylu: Zapraszam zatem ekscelencję do siebie do Piekoszowa za dwa lata, do takiego samego pałacu, jaki ekscelencja tu posiadasz. Dwa lata później stanął pod Piekoszowem obiekt, zbudowany przez tego samego ponoć architekta, ściśle według kieleckich wymiarów. Podobno kosztował on fundatora aż 30 wsi z jego posiadłości.
Projektantem i budowniczym rezydencji był Tomasz Poncino, włoski architekt, który wybudował także m.in. barokowy Pałac Biskupów Krakowskich w Kielcach. Podobieństwo jest uderzające. Czyżby sprytny Włoch 2 razy zarobił na jednym projekcie? Prace rozpoczęły się w 1649 roku, a ukończono je prawdopodobnie sześć lat później tuż przed najazdem Szwedów na Polskę.
Wojewoda kazał także wybudować w pobliżu rezydencji niewielki pałacyk, który miał być prezentem imieninowym dla żony - nie zachował się do dzisiejszych czasów. Pałac otwarto bardzo uroczyście. Małżonka zażyczyła sobie, aby zawieźć ją tam saniami. Pomimo iż był to środek lata, ekstrawagancki Tarło kazał całą drogę wysypać solą i zaprząc konie do sań, czego się nie zrobi dla kobiety?
Pałac pozostawał w rękach rodziny Tarłów do 1842 roku, kiedy to dobra piekoszowskie nabył Kazimierz Sosnowski. Już wówczas budynek był zaniedbany. Około 1860 roku pałac spłonął. Nie został już odbudowany. Po II wojnie światowej przeszedł na własność skarbu państwa.
Dzięki zabezpieczeniu murów, pałac stał się tzw. "trwałą ruiną. Po wysłuchaniu przewodnika, trzeba było jeszcze utrwalić wszystko na zdjęciach.
Do czasów obecnych z pałacu Tarłów pozostała pozbawiona dachu ruina. W murach zachowały się niektóre okienne obramowania. Obiekt jest ogólnie dostępny, a jego wnętrze zaniedbane.
Ścieżkami dotarliśmy do cmentarza w Piekoszowie. Tam odwiedziliśmy kilka grobów m. in.: J. Bernasiewicza - rzeźbiarza ludowego, J. Żochowskiej z Dąbrowskich.
Potem udaliśmy się do centrum Piekoszowa. Do kościoła, Sanktuarium z cudownym, XVII-wiecznym obrazem Madonny z Dzieciątkiem nie wchodziliśmy z powodu mszy. Pierwszy kosciół pod wezwaniem św. Jakuba Apostoła zbudowano w XIV wieku z fundacji rodziny Odrowążów, do której należał w ówczesnych czasach Piekoszów. Obecny, trójnawowy kościół zbudowano w XIX wieku.
Zobaczyliśmy natomiast tablicę pamiątkową znajdującą się na jednym z budynków w pobliżu kościoła, a poświęconą pamięci Józefa Skłodowskiego, powstańca listopadowego, pedagoga i społecznika, dziadka Marii Curie - Skłodowskiej. W latach 1870 - 79 był wójtem gminy Piekoszów i sędzią gminnym w Promniku.
Potem było jeszcze kilka innych tablic pamiątkowych i pomników w okolicy Gminnego Centrum Kultury. Zobaczyliśmy też, w którym miejscu stał dom artysty ludowego, Jana Bernasiewicza i gdzie znajdował się jego słynny ogród rzeźb - nie lubił się z nimi rozstawać. Obecnie jego prace znajdują się w muzeach, lub prywatnych kolekcjach. To, co pozostało z zagrody Bernasiewiczów, wraz ze sporą kolekcją jego rzeźb można zobaczyć w skansenie w Tokarni.
Udaliśmy się w kierunku Jaworzni. Zeszliśmy ostatecznie z asfaltu, wybierając polne drogi i wąskie ścieżki, a czasem i całkowite bezdroża.
Po drodze wstąpiliśmy do rezerwatu "Moczydło". Rezerwat o powierzchni 16,21 ha obejmuje górę o nazwie Moczydło (inaczej Góra Jaworzyńska 317 m n.p.m.) w Jaworzni. Występujące tu skały węglanowe poprzecinane są żyłami kalcytowymi zawierającymi galenę i baryt. Przedmiotem ochrony są pozostałości górnictwa kruszcowego, które rozwinęło się tutaj w XVII i trwało z przerwami do XIX w., oraz fragmenty roślinności typu wapieniolubnych muraw kserotermicznych. Pozostałości historycznego górnictwa w postaci szpar i szybików są zachowane w czytelnym stanie, niestety bardzo zarośnięte i zaśmiecone.
Tu krążyliśmy to w lewo, to w prawo w kwitnących tunelach z krzewów szukając miejsca, gdzie podobno stała kaplica grobowa J. E. Ullmanna, dyrektora Szkoły Akademiczno - Górniczej w Kielcach za staszicowskich czasów. Wreszcie wyszliśmy na prostą i odnaleźliśmy to miejsce.
Niestety, w międzyczasie część grupy się odłączyła i poszła własnymi ścieżkami.
A my zeszliśmy z góry Moczydło do Jaworzni i opłotkami skierowaliśmy się ku górze Kopaczowej i rezerwatu "Chelosiowa Jama". Po drodze mijaliśmy ogródki z kwiatkami.
Dalej było trochę mniej ciekawie. Na Kopaczowej jest niestety dużo śmieci. Łąki w otoczeniu kamieniołomu zostały doszczętnie wypalone. Wolę więc pokazać kwiatki.
Po wejściu na brzeg kamieniołomu podziwialiśmy widoki. Przewodnik pokazał uczestnikom wycieczki, gdzie znajduje się wejście do jaskini Chelosiowa Jama. Na dolnym poziomie kamieniołomu, 30 m niżej ale nie po tej stronie.
Odkryto ją latach 70. ubiegłego stulecia. Jest największą poza Tatrami Jaskinią w Polsce. Nie jest udostępniona turystycznie i wręcz odwrotnie, chroniona przed przypadkowymi gośćmi stalową bramą. Wraz ze znajdującą się obok Jaskinią Pajęczą, tworzą jeden z najciekawszych w Polsce systemów jaskiniowych, z różnorodnymi formami krasu rozwiniętymi w dewońskich wapieniach. Od września 1997 r. obszar, na którym znajdują się Chelosiowa Jama i Jaskinia Pajęcza wchodzi w obręb rezerwatu przyrody "Chelosiowa Jama". Jest jednym z cenniejszych obiektów dydaktyczno – naukowych tego typu w Polsce.
Wszystko zostało utrwalone na zdjęciach.
Nie znajdując dogodnego miejsca do odpoczynku, ruszyliśmy dość szybko dalej. Jak widać niektórzy turyści potrafią odpoczywać w każdych warunkach. Po dojściu do Jaworzni spora grupa uczestników wycieczki zrezygnowała z dalszej wędrówki i udała sie na przystanek autobusowy. Pozostali przeprawili się przez plac budowy i drogę ekspresową S 77 popularnie zwaną "siódemką" do Janowa i przez górę Podzamecką skierowali się do Dobromyśla.
Słońce mocno przygrzewało. Przydał się mały odpoczynek w cieniu starych drzew przy ogródkach działkowych.
Cel wycieczki był już blisko. Jeszcze łąka nad Bobrzą i kilka malowniczych, starych mostów.
Wycieczka zakończyła się oficjalnie przy zabytkowym, drewnianym kościółku na Białogonie. Do końca dotrwało około 30 osób. Niektórzy, na własną rekę, na piechotę powędrowali jeszcze kilka kilometrów, aż do Kielc.
KONIEC