Skip to Content

Zmiany na Turysta Świętokrzyski

 UWAGA: Portal Turysta Świętokrzyski od dnia 2 kwietnia 2013 roku został zaktualizowany do nowej wersji. Ta wersja serwisu ma status "ARCHIWALNY Turysta Świętokrzyski" i znajduje się pod zmienionym adresem archiwalny-turysta.swietokrzyski.eu Archiwalny TŚ nie będzie już rozwijany. Pozostanie on w takiej wersji jaka byla na dzien 2 kwietnia 2013 roku.

Aktualna nowa wersja znajduje się pod adresem
http://turysta.swietokrzyski.eu

Archiwalny TŚ: brak możliwości załozenia nowego konta, dodawania wpisów i odpowiedzi.

Aby uczestniczyć w rozwoju TŚ należy założyć nowe konto w aktualnej wersji serwisu.

Kontakt: Turysta Świętokrzyski

Kilka legend i ciekawostek z Gór Stołowych

  Znajduje się tu kilka legend  i ciekawostek z okolic Gór Stołowych przekazanych mi przez K. Kowalskiego  

      O figurze św. Anny 

     Z wojennej wyprawy wracał hiszpański książę, który wiózł wozy wypełnione zdobyczami wojennymi. W miejscu gdzie dziś stoi figura Świętej Trójcy w Wysokiej woły ciągnące wozy zatrzymały się i pomimo różnych prób nie chciały ruszać dalej. Wtedy książę poprosił o wstawiennictwo Boga. Gdy nagle woły ruszyły uznał to za znak niebios i postanowił w kościele widocznym na szczycie góry umieścić figurę Św. Anny.
     Pewnego dnia właściciel Poręby wybrał się na polowanie z psem. Pokonywali rozległe leśne ostępy. W pewnej chwili pies zniknął i pomimo nawoływań nie wracał. Mimo upływu czasu pies nie wracał, więc Strzała zaczął go szukać. W gęstwinie usłyszał ciche skomlenie psa. Był pewien, że wpadł w sidła. Kiedy się zbliżył zobaczył wśród konarów drzew poświatę i nagle przed nim ukazała się Św. Anna trzymająca Maryję. Mężczyzna ukląkł i zaczął się modlić. Gdy skończył zobaczył już tylko zanikającą jasność. Po przybyciu do zamku opowiedział to szlachcie. Uznano, że jest to znak, aby kościół Św. Jerzego stał się świątynią Św. Anny.

       O pustelnikach

        Św. Barbara, jak mówi legenda była córką Zabrzuskiego, pana majątku koło Gogolina.
W niewyjaśnionych okolicznościach poniosła śmierć z rąk swojego ojca. Brat Barbary bardzo kochał swoją siostrę i po jej śmierci zmarł z tęsknoty. Młodego szlachcica pochował sługa Zabrzuskich, który następnie został pustelnikiem na Górze Św. Anny, by odkupić grzechy pana.

        Pustelnica Petronela była spokrewniona z Radziwiłłami, potężnym rodem magnackim. W młodym wieku wyszła za mąż za litewskiego szlachcica- konfederata barskiego, z którym miała syna Damiana. Bardzo szybko doznała wielu nieszczęść: na wojnie zginął jej mąż, rabusie okradli zamek i porwali jej ukochanego synka. Długo poszukiwała swojego syna, aż ślady doprowadziły ją na Górę Św. Anny.

Tu wśród zakonników poznała już dorosłego syna. Resztę życia postanowiła spędzić blisko syna i zamieszkała w Krowioku.

     LEGENDA  O  ZAMKU  HOMOLE

      Pewnego jesiennego dnia obaj mężczyźni znużeni polowaniem odpoczywali w oświetlonej łuczywem sali rycerskiej, racząc się obficie miodem. Starszego wiekiem władcę zmorzył głęboki sen. Raptem silny powiew jesiennego wiatru wyważył okno, zdmuchnął płomień łuczywa i strącił wiszący na ścianie sztylet. Stalową klingę rozjarzył na chwilę zimny blask księżyca, który w tej chwili ukazał się spoza czarnej zasłony pędzonych wiatrem chmur. Ręce obojga młodych spotkały się na rękojeści sztyletu. Wyrok zapadł. Wykonała go kobieta. Wkrótce została żoną młodego rycerza. Ich pożycie nie mogło jednak być szczęśliwe. Trapieni wyrzutami sumienia trwonili czas i zawartość zamkowego skarbca na zabawy i hulanki, szukając w nich zapomnienia. Młodemu panu po niedługim czasie znudziła się żona. Zatęsknił za wolnością, ale nie chciał też wyrzec się uzyskanego przez małżeństwo bogactwa. Z sercem przebitym tym samym sztyletem skonała piękna pani zamku Homole. Młody władca zaczął teraz napadać na przejeżdżających traktem kupców, niewoląc ich żony i córki; zamek Homole stał się siedzibą rycerzy rozbójników. Dwa razy w roku, w rocznicę owych wydarzeń, o północy biała postać pięknej damy podąża stromą ścieżką ku ruinom zamku.

Minęło sto lat od tych tragicznych dni. Którejś nocy pewien biedny drwal poszedł do lasu, aby znaleźć jakieś pożywienie dla swych głodujących dzieci. Nagle natknął się na białą damę, która słodkim głosem w całym blasku swej nieziemskiej urody zaczęła go błagać, aby ulitował się nad nią i zdjął z niej czar. Tylko raz na sto lat bowiem przez siedem dni mógł ją ktoś odczarować, a termin ten miał właśnie upłynąć pojutrze.

– Jeśli zechcesz mnie odczarować – mówiła – pojawię ci się jeszcze jutro, ale nie taka jak dziś, lecz w postaci ohydnej żmii z pękiem kluczy w pysku. Nie bój się jednak, owa żmija nie będzie miała mocy czynienia zła komukolwiek. Zabij gada i odbierz mu klucze, a będę wyzwolona.

Drwal oczarowany piękną zjawą zgodził się. Ale nazajutrz, gdy w tym miejscu rzeczywiście zobaczył straszną żmiję sunącą ku niemu, opuściła go odwaga i uciekł. Pani Lewińskiego zamku była skazana na dalsze sto lat pokuty. Podobno po tych stu latach znalazł się jednak jakiś odważny człowiek, który celnym ciosem sztyletu zabił żmiję i wyrwał jej klucze z pyska. Ciało gada rozsypało się w proch, a z prochu uleciał w niebo śnieżnobiały gołąb – dusza nieszczęśliwej pokutnicy. Zostawione klucze otworzyły śmiałkowi podziemia zamku, gdzie znalazł niezmierne skarby. Oszołomiony ich widokiem biedak nabrał do torby trochę najcenniejszych klejnotów, obiecując sobie wrócić potem po resztę, ale w podnieceniu zgubił owe czarodziejskie klucze wyrwane żmii i nigdy już nie zdołał trafić do miejsca, gdzie znajdowało się wejście do podziemi. Ale i ta cząstka, którą zdołał wynieść, uczyniła go bogatym na całe życie.

Wieść niesie, że skarby pani Lewińskiego Zamku mogą być jeszcze przez kogoś odnalezione, gdyż w pobliskim lesie leży ukryty sztylet, który dwa razy służył jednemu z małżonków do zgładzenia drugiego. Gdy ktoś znajdzie ów sztylet, przemieni się on w klucz, który otworzy szczęśliwcowi przejście do podziemi wypełnionych skarbami.

      Wyścig z diabłem

 

Dawno, dawno temu mieszkał w Słupcu człowiek nazwiskiem Zenker. Był biedny, bo źle mu się wiodło, ale sąsiedzi mówili, że to kara za bezbożność. Żył samotnie, aż w końcu miał dość swojego losu i wybrał się na Wilczą Górę, gdzie zaczął przywoływać diabła. Kiedy bies się zjawił, Zenker mu się poskarżył:

- Źle mi się wiedzie, ale ani ludzie, ani dobry Bóg nie chcą mi pomóc. Przyszedłem więc do ciebie z propozycją. Jeśli dasz mi tysiąc dukatów i zapewnisz pięć lat dostatniego życia, zapiszę ci swoją duszę.

- Zgoda - odrzekł czart - spełnię twoje życzenie. A kiedy przyjdę za pięć lat, będziesz miał godzinę na przebycie drogi ze Słupca do kościoła w Wambierzycach. Jeśli nie uda ci się, dusza będzie moja.

Diabeł szyderczo się uśmiechnął, a następnie skaleczył lewe ramię Zenkera, umoczył we krwi gęsie pióro i wskazał mu miejsce na złożenie podpisu pod cyrografem. Wkrótce Zenker znalazł obiecany tysiąc dukatów i zaczął używać życia, co przychodziło mu niezwykle łatwo. Nadszedł jednak dzień, w którym musiał walczyć o swoją duszę. Diabeł zjawił się punktualnie, a Zenkera nagle ogarnął strach, kolana się pod nim ugięły i poczuł, że próbie nie podoła. Przypomniał sobie wtedy o rzeźbie Matki Boskiej, słynącej łaskami, stojącej w szklanej skrzynce na ołtarzu wambierzyckiego kościoła. Przysiągł teraz, że jeśli szczęśliwie i w umówionym czasie dotrze do celu, poprawi się, a z pozostałych pieniędzy pięknie wystroi wnętrze świątyni. Nagle cudowna figura uniosła się w powietrzu, a Zenker, odzyskawszy siły, puścił się pędem do Wambierzyc. W ostatnich sekundach mijającej godziny wstępował właśnie po schodach wambierzyckiej świątyni, a wtedy już diabelska władza nie mogła dosięgnąć Zenkera. Jeszcze tylko czart z bezsilności rzucił pod jego nogi porwany na strzępy cyrograf.

Od tego czasu Zenker stał się pobożnym człowiekiem, żył długo i uczynił wiele dobrego dla ludzi i Kościoła.

na podstawie: Dziedzictwo kulturowe Dolnego Śląska, Polskie Towarzystwo Ludoznawcze, Wrocław 1996, s. 116-118.

 

      LEGENDA  O  WAMBIERZYCACH

      Legendarna historia powstania kościoła u stóp Gór Stołowych w Wambierzycach sięga głębokiego średniowiecza.

  • Głosi ona, że w tych odległych czasach w miejscu dzisiejszych Wambierzyc rósł wielki, pełen zwierzyny las, a w nim wiele potężnych lip. Chętnie odwiedzali to miejsce mieszkańcy pobliskich miejscowości oraz kupcy zbaczający z handlowego szlaku, by odpocząć.

Pewnego dnia mieszkańcy bardzo się zdumieli, gdy na najpotężniejszej z lip, rosnącej pośrodku wielkiej polany, spostrzegli figurkę Matki Bożej.

To cudowne wydarzenie spowodowało, że ludzie coraz większymi grupami przybywali tam modlić się. Miejsce to zasłynęło wkrótce cudami i uzdrowieniami. W niedługim czasie pobudowano na polanie kościół, którego ołtarz główny znalazł się na miejscu wielkiej lipy.
Obecnie Wambierzyce są jednym z ważniejszych sanktuariów maryjnych w Polsce. A cudowna figurka znajduje się w nim po dziś dzień.

  • Druga z legend głosi, że w 1200 roku Jan z Raszewa w cudowny sposób odzyskał wzrok i zobaczył umieszczony na lipie wizerunek Matki Bożej z Dzieciątkiem. W dowód wdzięczności, w 1218 roku, wystawił pod lipą drewniany ołtarz. W II połowie XIII wieku obok lipy zbudowano drewniany kościółek z cudownym wizerunkiem Matki Bożej.

Na przełomie XIV i XVI wieku była w tym miejscu parafia, a na początku XVI w. późnogotycki kościół.   W latach 1715-1720 zbudowano w tym miejscu obecną bazylikę.

  • Trzecia głosi o jednej z postaci na kalwaryjskim krzyżu:

Na 57. stacji wambierzyckiej Kalwarii zobaczyć można wielką osobliwość: rzeźbę kobiety na krzyżu. Przedstawia ona św. Wilgę – kobietę z twarzą Chrystusa.
Legenda mówi, że św. Wilga żyła w czasach, kiedy trwały prześladowania chrześcijan. Poznała ona wiarę chrześcijańską i przyjęła ją w tajemnicy, składając ślubowanie, że będzie żyła w czystości. Jej ojciec miał jednak inne plany co do jej przyszłości- chciał, aby wyszła za mąż za pewnego młodzieńca, poganina. Wilga odmówiła, więc rozwścieczony ojciec zamknął ją w wieży, a gdy to nie pomogło, wysłał niedoszłego zięcia do komnaty córki, aby przemocą zmusił ją do uległości. Nie udał się mu jednak i ten manewr. Piękna dziewczyna wymodliła sobie u Boga brodę, co sprawiło, że narzeczony nabrał do niej obrzydzenia. Odstraszyła tym samym wszystkich swoich konkurentów. Ojciec wpadł w szał i ukrzyżował swoją nieposłuszną córkę. Z tej i tym podobnych legend wzięły się później w tradycji wizerunki kobiety na krzyżu.

     Tajemnica Błędnych Skał

      Ogromnie dawno temu, w miejscu gdzie dziś znajduje się tak chętnie odwiedzany i podziwiany przez turystów labirynt skalny - Błędne Skaty, wznosiła się nad okolicą potężna góra, zbudowana z litego piaskowca. Nic dziwnego, że nazywano górę Skalniakiem i nazwa ta pozostała do dziś. Widoczną z daleka i majestatyczną górę wybrano na miejsce modlitw i ofiar dla ówczesnych pogańskich bożków. Schodzili się tu więc w umówione dni ludzie, aby swych bogów stawić i prosić o pieczę nad rodzinami i domostwami, jako że wojny, zarazy, pożary i powodzie nierzadko wówczas bywały. A przychodzili tu nawet z odległych od góry miejsc, z Czermnej, która stanowi najstarszą część Kudowy, z jeszcze starszego Lewina Kłodzkiego, Radkowa, Nachodu, Hronowa i Polic (Czechy), bo przecież wówczas granic jeszcze nie było. l tak, w pewien wiosenny wieczór, kiedy w dolinach i wąwozach rośliny wypuściły już listki, a na wyższych górach leżał jeszcze śnieg, gromada ludzi przybyła tu by złożyć tym razem ofiary bóstwom pól i łąk, prosić o dobre plony i pieczę nad chudobą i gumnami. W pewnej chwili, kiedy na ofiarnym kamieniu paliły się już wonne zioła, a kapłan sposobił się do złożenia ofiary z młodego koźlęcia, ludzie dostrzegli w pewnej odległości nieznajomego, który stał w bezruchu i przyglądał się im z uwagą. Jak dato się zauważyć byt to mąż słusznej postury, z długą rudą brodą, odziany w bogatą szatę. Poproszono go by wraz z nimi upadł na kolana i oddał cześć bóstwom. Liczyrzepa - a byt to on sam nie przyłączył się do gromady. Rozeźlony kapłan, który już rozpoznał w obcym Ducha Gór rzucił w jego kierunku lekceważące słowa, że niech nie sądzi, że oni ludzie, oddadzą mu cześć, bo nie wierzą już w jego moc. Ich bóstwa są mocarniejsze i zapewniają im lepszą pieczę. Kiedy i inni przyłączyli się do kapłana i zaczęli naigrawać się z Liczyrzepy ten rozgniewany tupnął nogą. Rozpętało się piekło zatrzęsła się góra i z hukiem zaczęty pękać i walić się skaty, rozwarły się liczne szczeliny, pyty przysłoniły niebo, a na dodatek grozę potęgowały błyskawice i gromy. Przerażeni ludzie starali się skryć gdzie kto mógł. Wielu z nich powpadało do rozwartych nagle szczelin skalnych. Gdy opadły pyty i uspokoiły się ziemia i niebo, oczom przerażonych ludzi ukazał się nowy widok. Liczyrzepy już nie było. Na miejscu gdzie kiedyś była prawie wyrównana powierzchnia, powstało rumowisko bezładnie spiętrzonych bloków skalnych, o różnych kształtach i wielkości, porozdzielanych licznymi szczelinami i rozpadlinami. Przestraszeni ludzie starali się jak najszybciej opuścić to miejsce ale nie było to łatwe, tym bardziej, że zapadała noc. Bojąc się dalszego gniewu Liczyrzepy cicho nawotywali się, przeciskali się szczelinami aby być bliżej jeden drugiego, bo wiadomo, że w nieszczęściu w gromadzie raźniej. Wreszcie nastał upragniony ranek, zziębnięci, głodni, poranieni i obdarci ludzie wydostali się na otwartą przestrzeń, kiedy stonce już dobrze chyliło się ku zachodowi. Niestety nie wszyscy się spotkali, bo wielu pozostało na zawsze pogrzebanych pod zwałami skał. Wieść o tym wydarzeniu rozniosła się szeroko po okolicy, tym bardziej, że poprzedniego wieczoru słyszano odgłosy straszliwych grzmotów i widziano górę jak w ogniu stała. Przez bardzo długi czas unikano tego przeklętego miejsca, jak nazywano teraz górę, a i imię Liczyrzepy wymawiano z czcią i bojaźnią. Po wielu latach, gdy wieść o tym straszliwym wydarzeniu już przycichła, i tylko pozostało ono jeszcze w pamięci starców, kilku śmiałków nie bacząc na przestrogi odważyło się wejść na górę. To co oglądali, aż dech w piersiach zapierało! Hen, daleko przed nimi roztaczały się rozległe widoki, - aż po górę, o której powiadano, że pod nią mieszka sam Liczyrzepa! Z tyłu zaś piętrzyły się bezładnie potężne głazy, co to przypominały jakieś stwory, maszkary, budowle, grzyby, a między nimi rozpadliny i długie skalne, kręte korytarze. Jednym słowem skalny labirynt. Skusiło to śmiałków do spenetrowania go, tym bardziej, że nikt dotąd ich nie niepokoił. Przeciskali się z trudem między głazami wąskimi szczelinami, przezornie znacząc drogę. W wielu miejscach z przerażeniem oglądali zbielałe kości zwierząt, a nawet ludzi. Znaleźli wiele gniazd wilków i wilcze szczenięta co spowodowało, że z czasem nazwano to miejsce Wilczymi Dołami, a którą to nazwę jeszcze dziś znaleźć można na starych mapach. Po długim kluczeniu między skatami i podziwianiu ich ciekawych kształtów z radością ujrzeli znów otwartą przestrzeń. W taki to sposób powstał szlak turystyczny prowadzący turystów przez Błędne Skały.

       O czartowskim kamieniu

       U podnóża Czartowskiego Kamienia leżała niegdyś niewielka wioska zwana Uskały. Zamieszkiwali ją przeważnie biedni tkacze. Skąd się wzięta nazwa wsi i wzgórza? W okolicach wzgórza przez długi czas nie osiedlali się ludzie, gdyż miejsce to nie cieszyło się dobrą sławą. Opowiadano nawet, że diabeł obrał je sobie za siedzibę i swymi psotami nęka okoliczne wsie. Ludzie znosili je spokojnie z obawy przed złym duchem i w dalszym ciągu nie zapuszczali się do miejsca, w którym panował on niepodzielnie. Pewnego razu jednak czart pozwolił sobie już na zbyt przykry figiel: ze środka wsi uniósł niemowlę i mimo głośnych protestów rodziny poniósł je daleko i położył na niedostępnej skale. Mieszkańcy tej krainy, przyzwyczajeni do biegania po górach za owcami, nie bali się wspinać na najbardziej nawet niedostępne skały. Tym razem, aby uratować dziecko, wyruszyli na górę najsilniejsi i najbardziej doświadczeni. Ale czy to diabelskie czary czy to zabobonny jakiś lęk sprawiały, że nikomu nie udało się dotrzeć do porzuconego na skale niemowlęcia. Wówczas starcy poradzili, aby na ratunek poszedł ktoś, nad kim moc czartowska nie będzie miała władzy. Wybrano niewinne młode dziewczę. Jakoż sprawdziły się przewidywania doświadczonych starców. Młoda dziewczyna zręcznie wspięta się na szczyt skały, pochwyciła niemowlę w ramiona i ku radości zrozpaczonych rodziców dziecka zeszła z nim do wsi. Odtąd władza czartowska nad skałą została złamana. W pobliżu Czartowskiego Kamienia osiedlili się ludzie i tak powstała wioska Uskaty (u skały). Jej często polska nazwa przetrwała nawet w relacjach niemieckich. Przysiółek ten, leżący w połowie drogi między Czermną a Pstrążną, nie zachował dawnej nazwy i należy dziś do Czermnej.