Kraj czekoladą i piwem płynący o zapachu frytek z Unia Europejską w tle. Te symbole najlepiej określają Belgię, lecz to nie koniec atrakcji tego uroczego państwa. Podróżując od czasu do czasu w różnych celach po Europie, zdarzało mi się przebywać dłużej bądź krócej w różnych krajach.
Belgię odwiedziłam dwa razy, były to pobyty kilkudniowe, mimo to wrażeń mnóstwo. Sam przejazd autokarem to wyczyn dla wytrwałych, ponad 20 godzin siedzenia i niby leżenia. Po takim maratonie na zwiedzanie ochotę mają zwykle nieliczni. Jeśli dodać do tego jeszcze warunki noclegowe, to tu można się zdziwić. Centrum Brukseli, a my lądujemy w zabytkowym hotelu z niespodziankami, mimo to po zakwaterowaniu ruszamy na miasto. Zmęczonym wzrokiem, w deszczu zwiedzamy najciekawsze zakamarki starego miasta. Jej sercem jest wspaniały Grand Palace, gdzie można podziwiać mnóstwo bogato zdobionych kamienic oraz imponujący Ratusz), pochodzący jeszcze z XV wieku. Znajduje się tu też Dom Króla - w tym XVI-wiecznym pałacu -obecnie Muzeum Miejskie. Idąc dalej mijamy katedrę św. Michała z XII wieku, a której największą chyba atrakcją są niesamowite XVI-wieczne witraże. Przy pełnym uroku placu Grand Sablon znajduje się gotycki kościół Notre Dame du Sablon oraz Czarna Wieża będąca pozostałością po XII-wiecznych fortyfikacjach. Jest sobotnie popołudnie, na ulicach rozbawiony tłum ludzi z różnych zakątków świata. Przeciskamy się z trudem, w powietrzu rozmaite zapachy zapraszają do konsumpcji owoców morza. Gwarno i ciepło, choć mokro, przed nami jeszcze długa droga w kierunku Brukseli Górnej. Jest ona dzielnicą pałaców, muzeów, przedstawicielstw dyplomatycznych, luksusowych hoteli i rozległych parków. Główne zabytki stanowią tu gotycka katedra St. Jean et Gudule, Pałac Królewski, Pałac Sprawiedliwości. Przez miasto przepływa oczywiście rzeka Senne, której nie widać, ponieważ płynie pod ziemią. Na koniec dnia pozostaje nam wspólna fotografia z najsłynniejszym chłopcem w Belgii na dodatek siusiającym. Podobno, kiedy na miasto spadła bomba to na nią nasikał i tak uratował ludność od zagłady. W Brukseli to właśnie mieszkańcy stanowią największą atrakcje, Arabowie, Hindusi, Murzyni itd. Wielokulturowość w tym mieście ma swoje minusy, dzielnica Matonge - zamieszkana głównie przez imigrantów z Konga należy do najniebezpieczniejszych miejsc.Do tego dochodzi problem bezdomności, notoryczne strajki i bójki na ulicach, czego byliśmy świadkami.
Ilekroć byśmy byli w tych samych miejscach zawsze jest inaczej, zmieniają się ludzie, pora roku czy nawet weźmy zwykłą obsługę hotelową. Tym razem na osobną relacje zasługuje nasza noclegownia przypominająca imprezowy akademik. Rano przywitała nas kwaśna mina pani podającej śniadanie na stołówce, po takim przyjęciu, co jeszcze może na spotkać. Niektórzy doświadczyli postoju w windzie, na szczęście krótkiego. Nie będę zdradzała szczegółów innych przypadków hotelowych wpadek, bo jest ich bez liku. Po porannych manewrach opuszczamy stolice i udajemy się do Bruggi i Ostendy. W słonecznych nastrojach spacerujemy po urokliwych średniowiecznych uliczkach "Flamandzkiej Wenecji", tak nazywana jest, Bruggia.
Z najważniejszych zabytków można wymienić Kościół Najświętszej Marii Panny, z najwyższą wieżą w Belgii (116 metrów) i wspaniałą kolekcją klasycznego malarstwa. Dzwonnica na Rynku stanowi niezwykły punkt widokowy, z którego można podziwiać panoramę całego miasta; nieopodal usytuowane są XIV-wieczny Ratusz oraz Bazylika Świętej Krwi z XII wieku, szczycąca się relikwią w postaci fiolki z Krwią Chrystusa. Wielbiciele malarstwa zachęcani są do odwiedzenia Muzeum Memlinga w budynku dawnego szpitala św. Jana, gdzie można zapoznać się z życiem i artystycznym dorobkiem najsłynniejszego bruggijskiego malarza. Tu czas płynie inaczej, niespiesznie własnym rytmem, a my niestety niemal przelatujemy przez centrum miasta i przenosimy się dalej nad morze. W Ostendzie kurorcie nadmorskim, prawie jak w Kielcach, czyli wykopki. Remonty, wielkie wykopaliska szum morza miesza się z wrzaskami dzieci. Nie był to ciekawy widok dla tych, którzy pierwszy raz nawiedzili to miejsce. Wiosną poprzedniego roku było tu o wiele przyjemniej, mniej turystów, a więcej słońca. Tylko sklepy nie zmieniły swojego położenia, smakołyki kuszą za każdym rogiem. Dla smakoszów słodyczy to istny raj czekoladki, gofry, cukierki i ozdoby choinkowe niezależnie od pory roku. To taka ciekawostka, w Belgii oprócz butików z łakociami są dostępne całoroczne sklepiki z rupieciami bożonarodzeniowymi.
Kolejny dzień pełen korków ulicznych i demonstracji spędzamy w Stałym Przedstawicielstwie RP przy Unii Europejskiej - agenda administracji rządowej za granicą, a de facto polska administracja rządowa w miniaturze, oraz Parlamencie Europejskim.
Gmach Przedstawicielstwa został zaprojektowany przez wybitnego architekta Ludwika, Koniora, który m.in. brał udział w przygotowaniu projektu siedziby Rady UE - budynku Justus Lipsius. W środku zwraca uwagę olbrzymi obraz pt. „Divina Polonia" (3,5 m szerokości i 4,0 m wysokości) wybitnego polskiego artysty malarza - Franciszka Starowieyskiego. Przedstawia on alegorię Polski i Europy pod postacią dwóch kobiet. Tematyka oparta jest na greckim micie o porwaniu Europy przez Zeusa. Na deser przed odjazdem pozostaje nam zwiedzanie Parlamentu Europejskiego, ogromny futurystyczny gmach oraz jego zasoby ludzkie. Byliśmy m.in. na sali obrad oraz na stołówce parlamentarnej.
Warto by było do grona ciekawostek dodać Atomium 103 metrowy model kryształu żelaza powiększony 165 miliardy razy. Składa się z 9 stalowych sfer o średnicy 18 metrów i łączących je 20 korytarzy o długości 40 m.
Zostawiamy za sobą echa podróżnych wrażeń, pełni kolorowych prezentów wracamy tylko z nieco lżejszym portfelem.
Po kilku dniach pędzenia za przewodnikiem, miło wspominam poprzedni wypad do Belgii.
Czasami warto się zagubić by wolno przemierzając, może mniej znane miejsca, odkryć więcej prawdziwego życia. Trzeba mieć tylko trochę szczęścia, by trafić na właściwych ludzi i wrócić cało do grupy.
Każdy wyjazd wnosi powiew inności, nowe znajomości, ciekawi ludzie, czar zdjęć i wspomnień. To nieograniczone pole zjawisk, jakimi doświadcza nas los rzucając w rozmaite miejsca świa