Przed powrotem do swoich miejscowości jeszcze na koniec sensacja. Dość przypadkowo dowiadujemy się, że „Twardzielem Świętokrzyskim” został znakomity himalaista, zdobywca Korony Ziemi i rekordzista świata w deniwelacji Bogusław Ogrodnik z Wrocławia.
REKORDOWY „TWARDZIEL ŚWIĘTOKRZYSKI”
W imprezie uczestniczyło łącznie 180 osób ze 192 zgłoszonych. Ze względów losowych, zdrowotnych oraz niekorzystnej prognozy pogody zrezygnowało ze startu 12 osób. Zgłosili się przedstawiciele wszystkich województw; łącznie ze 135 różnych miejscowości. Najliczniejszą grupę oprócz gospodarzy z Kielc stanowili żołnierze z jednostki wojskowej w Sieradzu, po kilka osób było z Warszawy i Wrocławia. Po uroczystym otwarciu maratonu dokonanym przez Ryszarda Łopiana, trzema autokarami wyruszono na miejsce startu w Gołoszycach.
Pogoda była dość dokuczliwa, padał - szczególnie w nocy - deszcz, było bardzo mokro i ślisko. Dla wielu nie stanowiło to żadnej przeszkody. Najszybszy Jakub Majchrzak pokonał trasę w 12h 53min., co jest jej nieoficjalnym rekordem. Daje to, odliczając przerwy na posiłki, tempo marszobiegu ok. 9km/godz. Z kobiet najszybciej dotarła do mety Elżbieta Synowiec ze Skarżyska-Kam. z czasem 19h 25min. Tuż za nią zameldował się w znakomitej formie, senior „Twardziela..” 69-letni Henryk Cygan z Olsztyna. Na trasie znajdowały się punkty kontrolne obsługiwane przez studentów WSEiP oraz członków KTP „Przygoda”. Nocne punkty kontrolne obsługiwali komandorowie „twardziela..” Andrzej Żeleźnikow i Piotr Forma oraz grupa studentów z WSEiP pod kierunkiem Konrada Żelęźnikowa. Najprzyjemniejszy punkt kontrolny w Kakoninie, obsługiwała pani dyrektor Gminnego Centrum Kultury i Sportu w Bielinach Magdalena Kowalczyk ze swoimi pracownikami, a serwowana tam zupka jest tradycyjnie już przebojem imprezy. Pierwsi na tym PK, na 36 km trasy pojawiali się ok. 24.00, a końcówka tuż przed 4.00. Pierwsi, na razie nieliczni piechurzy, którzy nie wytrzymali trudów trasy musieli niestety zrezygnować. Przełomowym momentem dla „setkowiczów” był tzw. „przepak” w schronisku w Mąchocicach Scholasterii na półmetku trasy, gdzie piechurzy mieli dostęp do swoich bagaży. Wielu przebierało się, niektórzy brali prysznic, ale też przeżywali rozterki – kończyć, czy iść dalej. Wzajemna mobilizacja i ruszamy dalej, ale trudy nocy, poobijane ciało po licznych upadkach dla 27 osób okazały się nie do przezwyciężenia, trzeba niestety spasować. Po tym dystansie należy się chociaż pamiątkowy medal, a o statuetkę „Twardziela”. przyjdzie jeszcze powalczyć. Dla organizatorów też nie ma czasu na odpoczynek, między 2.15 a 7.45 przyjmowani są przez Ryśka Łopiana i Krzyśka Bogusza na tym PK supermaratończycy, Krzysiek Kowalski i Mirek Szczygieł muszą szybko ruszać na trasę na następne punkty kontrolne, chaos okrutny bo sterty plecaków, wokół błoto przyniesione przez piechurów z trasy. Trzeba jakoś to ogarnąć bo już na 8.00 szykują się do startu maratończycy na 50km. Mając już kilkuletnie doświadczenie, nieraz nerwowo pokrzykując organizatorzy opanowują sytuację i są gotowi do dalszej pracy. Niestety nadal pada, robi się prawdziwy „Twardziel Świętokrzyski”, chociaż ci najbardziej doświadczeni z uśmiechem podejmują dalszy wysiłek, umorusani w błocie, ale bez cienia zmęczenia. Niektórzy mają zaliczonych nawet po 200 i więcej podobnych imprez. Kolejny PK wypadł w Masłowie, przypomnieliśmy podczas otwarcia maratonu, że prawie równo 20 lat temu papież odprawiał na lotnisku w tej miejscowości mszę św., a dziś 1 maja jest dniem beatyfikacji Jana Pawła II nawiązaliśmy do tego również na dyplomach i certyfikatach umieszczając podobiznę papieża. Kolejnym punktem przełomowym był 75 km trasy (dla 50-tki 25-ty) w szkole w Tumlinie. Wcześniej po przejściu kładki dla pieszych nad trasą szybkiego ruchu niespodzianka - trwające tam prace drogowe spowodowały, że zrobiła się tam kilkumetrowa przepaść. Pokonywano ją jak kto mógł, całe szczęście, że nie doszło tam do żadnego wypadku. Komunikat o zamknięciu tamtędy ruchu turystycznego ukazał się już po zakończeniu maratonu. W szkole, gdzie był skromny posiłek, odbywał się też konkurs wiedzy o Unii Europejskiej. Wygrały Jola Nogaj z Kielc i Magda Weber z Końskich, a nagrody ufundowane przez posłów do Parlamentu Europejskiego Czesława Siekierskiego i Jacka Włosowicza, którzy objęli imprezę patronatem honorowym, były bardzo cenne i przydatne dla turystów. Na 75km niestety zrezygnowało siedmiu „setkowiczów” i dwoje z „50-tki”. Statuetki były tak blisko! Cóż, szczególnie otarcia stóp nie pozwalały na kontynuowanie marszu. Po drodze do Kuźniak jeszcze dwa punkty kontrolne w Miedzianej Górze z sołtysem wsi Wieśkiem Tokarem oraz na Baraniej Górze, gdzie chyba najdłużej pracowali studenci kierunku turystyka i rekreacja z WSEiP , których pomoc w zabezpieczeniu maratonu była wręcz nieoceniona. Wreszcie meta w gospodarstwie państwa Kurdków. Zabezpieczana przez Urząd Gminy w Strawczynie na czele z dyrektorem Samorządowego Centrum Kultury, Sportu i Rekreacji Maciejem Lewandowskim ciepła grochówka, herbatka i radość z pokonania trasy szybko stawiała na nogi. Nikt nie narzekał, a salwy śmiechu towarzyszyły wspominaniu najzabawniejszych momentów z trasy, tym bardziej, że pogoda wyraźnie się poprawiła i końcówka maratonu była już słoneczna i ciepła. Na koniec przykra przygoda spotkała jednego z kolegów, który już w Kuźniakach został ugryziony przez pieska-przybłędę, który biegł z nim przez ponad 40km i w ten oryginalny sposób podziękował mu za wspólną wędrówkę. Na mecie dwoili się i troili Andrzej Żeleźnikow, Krzysztof Kowalski i Krzysztof Bogusz. Statuetki, dyplomy i wyróżnienia - przy takiej ilości uczestników łatwo się pogubić, ale dali sobie doskonale radę. Szczególnie doceniony został najszybszy „twardziel..” komandos z Krakowa Jakub Majchrzak, a miłym zaskoczeniem było wręczenie mu dodatkowo pięknego pucharu przez dyrektora ŚZW LOK w Kielcach płk Włodzimierza Mandziuka, jednego ze współorganizatorów imprezy.
Organizatorzy szczególnie dziękują panu dyrektorowi Tomaszowi Lato za udostępnienie obiektu schroniska i kilkuletnią już sympatię dla imprezy. Duże podziękowania dla Związku Gmin Gór Świętokrzyskich w Bodzentynie i Urzędów Gmin w Strawczynie, Bielinach, Miedzianej Górze, Zagnańsku, Masłowie, Nowej Słupii oraz Baćkowicach za pomoc i wspieranie finansowe, bez którego trudno byłoby zorganizować ja na wysokim poziomie. Serdeczne dzięki sponsorom, właścicielom firmy masarskiej Aleksandrowi Wolderowi z Piekoszowa za pyszną kiełbaskę, Piotrowi Dąbrowskiemu Prezesowi Mleczarni Gminnej w Pierzchnicy za znakomite kefirki i Ryszardowi Bińkowskiemu właścicielowi piekarni „Złoty Kłos” z Kielc za pieczywo oraz właścicielowi firmy przetwórstwa warzyw i owoców GOMAR z Pińczowa za znakomite soki i napoje. Słowa podziękowania przekazuję Starostwu Powiatowemu w Kielcach, Wyższej Szkoły Ekonomii i Prawa w Kielcach oraz KTP „Przygoda” z Oddziału Św. PTTK w Kielcach - głównym organizatorom maratonu. Praca takich osób z „Przygody” jak Stanisław Chojnacki, Janusz Nogaj i Marian Kisiel przyczyniła się do sprawnego przebiegu imprezy.
Wieczorem po powrocie do schroniska ci, co nocowali i mieli jeszcze trochę siły parę godzin gawędzili przy piwku i kiełbasce nad tlącym się jeszcze ognisku. Przed powrotem do swoich miejscowości jeszcze na koniec sensacja. Dość przypadkowo dowiadujemy się, że „Twardzielem Świętokrzyskim” został znakomity himalaista, zdobywca Korony Ziemi i rekordzista świata w deniwelacji Bogusław Ogrodnik z Wrocławia. Długo pogawędził sobie jeszcze z organizatorami i niektórymi z uczestników maratonu, którzy byli jeszcze w schronisku.
Ryszard Łopian – Przewodniczący Komitetu Organizacyjnego
Odpowiedzi
VII UNIJNY INACZEJ Na
VII UNIJNY INACZEJ
Na życzenie autora poniższej wypowiedzi zamieszczam jego tekst poniżej:
VII RAJD „UNIJNY”
W tym roku miałem zamiar zakończyć swoje chodzenie na długie dystanse, lecz jak tylko zapachniało wiosną zmieniłem swoje mocne postanowienie. Nadszedł dzień 1 maja, a ja po raz czwarty z rzędu stałem się uczestnikiem Rajdu „Unijnego”. Uczestniczę w tym radosnym święcie na szlaku, a zarazem trudach długodystansowego wędrowania od 2008 roku do dnia dzisiejszego.
W tygodniu poprzedzającym maraton pogoda była wspaniała. Upał i bezchmurne niebo, a ja jak na ironię losu w pracy. Liczyłem po cichu na to, że majowy weekend też nas nie zawiedzie pod tym względem. Zapisałem się na dystans 50 km. Koledzy namawiali mnie na 100 km. Doszedłem do wniosku, że nie mam na to siły i zostałem przy swoim. Rano, przy niezbyt zachęcającej, deszczowej aurze wyszedłem z domu i wsiadłem do autokaru, który zawiózł mnie do Mąchocic. Jak co roku dla uczestników „50 – ki” start miał być wspólny. Autokarem przyjechało nas 10 osób, wszyscy z Kielc. Po odebraniu kart startowych udaliśmy się na wspólny start, a tu konsternacja - nikogo oprócz nas. Nawet zastanawialiśmy się, nie tylko ja, gdzie się podziali pozostali uczestnicy „50 – tki”?
Na pytanie: „co się dzieje?” padła odpowiedź: „wszyscy już dawno na szlaku”. Bez szans na miłą pamiątkę w postaci wspólnego zdjęcia na starcie wyruszyliśmy na szlak. Była to dla nas niespodzianka na minus! Panowie organizatorzy i zarazem moi koledzy! Może to przez zmęczenie takie przeoczenie... i przez nadmiar pracy!
Zwróćcie proszę uwagę na ten drobiazg w przyszłych latach!
Jak wiecie, dużo chodzę na długie dystanse, ale ten był dla mnie najtrudniejszy.Pogoda była fatalna,a po intensywnych opadach deszczu trasa zrobiła się ciężka. Miałem chwile zwątpienia, lecz doszedłem do mety. Po drodze mijałem piechurów idących na 100 km. Podziwiałem ich hart ducha, ich wolę walki, żeby dotrzeć do celu. Nawet tak wyczerpujący wysiłek nie usunął uśmiechu z ich twarzy. Nieprzespana noc, padający deszcz, a tu trzeba iść i iść.
Wreszcie meta w Kuźniakach! Zakończenie rajdu z roku na rok coraz gorzej wygląda. To jest nie tylko moje spostrzeżenie, ale wielu osób, które nie chcą dzielić się publicznie, tym, co myślą. Gdzie się podziała wielka radość z ubiegłych lat? Wszyscy spotkaliśmy się razem, najpierw przy ognisku! Później uroczystość, oklaski, wiwaty, podziękowania, wspólne zdjęcia, rozmowy.
A teraz... zabieraj co swoje i do domu!!!
Jako stałemu bywalcowi rajdu „Unijnego” i podobnych imprez czegoś mi bardzo zabrakło. Gdyby nie Internet, nie wiedziałbym ilu uczestników brało udział w imprezie. Niesmak pozostał też po wręczeniu statuetek, medali upominków.
Gdzie się podziali organizatorzy?
Zastępstwo w postaci młodych i mało doświadczonych ludzi?!!! Czekajcie! Przecież impreza jest ogólnopolska! Wydaje mi się to trochę nie „fair”!
To największa impreza klubowa, więc może powinno być włączonych w jej organizację więcej piechurów „Przygody”, a Komandorowi powinno zostać to, co najlepsze, czyli możliwość pogratulowania uczestnikom osiągnięcia do celu?
Zapowiedzi organizatorów dotyczące dalszych zmian w organizacji imprezy są jeszcze bardziej niepokojące. Zatraca ona coraz bardziej swój turystyczny charakter. Czy na pewno o to chodzi?!!
z szacunkiem dla wysiłku organizatorów,
żeby tylko było warto Zbyszek Cichoński